Większość z moich bliskich znajomych wyemigrowała za przysłowiowym chlebem. Większość z nich jest zadowolona z tej decyzji, bo znaleźli tam to, czego tutaj na próżno szukali. Zarówno miłość, ale i pieniądze. A wiadomo, że jedno i drugie jest wyznacznikiem pewnego komfortu życia.
Bliska mi osoba, która opuściła nasz kraj ponad 2 lata temu często mi powtarza, że za granicą czeka na nas lepsze życie. Że z naszym ( moim i męża ) wykształceniem możemy zbijać krocie i żyć godnie. Odpowiadam wówczas, że nie wyobrażam sobie, by pozbawić Maję kontaktu z dziadkami. Pominę kwestię, że sama nie widzę siebie w tej roli, to dziecku tak związanemu z ukochanymi dziadkami nie mogę zafundować takiej rozłąki.
Mój przyjaciel często używa stwierdzenia: "Kiedy pracujesz za granicą wszyscy chcą wiedzieć, ile zarabiasz.
A nikt się nie spyta jak bardzo cierpisz z powodu braku bliskich." Są do życiowe dylematy. W kraju, w którym żyjemy, nie mamy dostatniego życia. Żyjemy przeciętnie. Szczególnie, że ja nie pracuję i zajmuję się Mają i domem. Jak większość młodych osób wiedziemy życie na kredycie. Więc nie stać nas na kawiory, szampany i wycieczki zagraniczne. Ale mamy coś ponad to wszystko. Mamy miłość, mamy siebie, mamy swój własny, ale ciasny kąt. Mamy bliskie nam osoby przy sobie.
O mojej miłości do dziadków i o tym, że nie było mi dane nacieszyć się ich obecnością pisałam równo rok temu o tutaj . Dlatego nie odbiorę córci możliwości obcowania z dziadkami każdego dnia. To miłość bezwarunkowa. To wspólne spacery. To zabawy w chowanego. To kryjówki i namioty z koca i krzeseł. To miliony drobnych gestów. To czas, którego nic innego nie zastąpi. Ani skype, ani bilet lotniczy raz w roku...
Więc dopóki żyć będą - my będziemy tutaj, przy nich, tuż o krok...
Źródło : http://www.plasterek.pl/Inspiracje.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co myślicie o tym...